Usiadłam na ławce pod blokiem wkładając słuchawki w uszy. Odpływałam przy jakimś bicie Pezeta. Wiatr wiał w moje blond włosy, które były w totalnym nieładzie. Nagle ktoś podszedł od tyłu i zakrył oczy rękami.
- Kimkolwiek jesteś, spierdalaj. - powiedziałam tylko. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać ani nikogo widzieć. Chciałam zsotać sama, moim jedynym towarzyszem mógł być tylko czyjś głos w słuchawkach. Kątem oka zauważyłam że tym kimś był Krystian który właśnie siadał obok mnie. Wyłączyłam muzykę i ściągnęłam słuchawki.
- Co jest? - zapytał.
- Zgadnij.
- Kolejna kłotnia z matką?
- Tsa. - odpowiedziałam niechętnie.
- Dasz radę, mała. Zawsze dajesz.
Milczałam. Ani trochę nie podniosło mnie to na duchu. Palce Krystiana właśnie rozpakowywały paczkę niebieskich LM'ów. Wysunął trochę jednego papierosa i skierował paczkę w moją stronę. Poczęstowałam się odpalając go ledwo palącą zapalniczką i zaciągając się kolejną dawką nikotyny.
- A... co z tobą i Damianem? - spytał.
- Nic. Co ma być?
- Mam rozumieć że się pogodziliście?
- Powiedzmy.
- Wiesz, trudno się z tobą dogadać.
Co z tego? - wzruszyłam obojętnie ramionami.
- No nic, spadam. Trzym się, mała.
- Czekaj.
-Jednak jestem potrzebny? - jego podejrzliwy uśmiech zniechęcił mnie do powiedzenia czegokolwiek.
- Muszę dziś gdzieś przenocować...
- Sorry, ale nic nie poradzę. Nie mam wolnego łóżka. Chyba, że chcesz spać ze mną. - uśmiechnął się wrednie.
- Idź już.
Wsadziłam rękę do kieszeni szarych bagg'ów i wyjęłam jakieś drobne. Doliczyłam się ledwo dyszki. Na burgera powinno starczyć. Już miałam wstać z ławki gdy usłyszałam swoje imię.
- Kaśka! Kaśka, co ty tu robisz?! - wołał Damian.
Zgasiłam papierosa na brzegu ławki i wstałam czekając aż chłopak podejdzie. Przywitał mnie całusem w policzek.
- Podobno rzucasz. - wskazał wzrokiem peta.
- Daj spokój.
- Hej, co się stało? - ujął w ręce moją głowę i odgarnął włosy z twarzy.
- Słuchaj, mógłbyś mnie dzisiaj przenocować?
- Pewnie.
Teraz spokojnie mogłam szczerze się do niego uśmiechnąć. Ale ile można uciekać przed problemami? W końcu się zmęczę a one mnie złapią. A nieszczęścia chodzą stadami, niestety.
- Nie zimno ci? - spojrzał na moją bokserkę.
- Trochę. - zdjął swoją wielką bluzę i położył mi na ramionach.
- Cenię sobie takie gesty. - uśmiechnęłam się.
Damian objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę najbliższego fast food'u. W drodze towarzyszyła nam cisza. Nie przeszkadzało mi to. Nie potrzebowałam rozmowy. Potrzebowałam tylko kogoś bliskiego. Wreszcie dało się zauważyć małą knajpkę. Weszliśmy do środka rozglądając się za wolnym miejscem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz