Widocznie Dagmarę zaskoczyło to aż tak że dostała ataku kaszlu. Krztusiła się tak przez chwilę aż wreszcie z jej ust wydobyło się krótkie 'po co?'.
- Zadzwoń do niego i zaproś na tą imprezę.
- Ale przecież... - nie zdołała wydukać już nic więcej.
Podałam jej swój telefon i poszłyśmy w stronę starego placu zabaw.
- Słuchaj, bo może... Znaczy mój kumpel, Nikodem robi w sobotę jakby imprezę i... może poszedłbyś ze mną? - powiedzenie tego zdania prawiło Dagmarze taką trudność jak najgorsza z możliwych prac fizycznych.
- Pewnie.
- Ok, to do zobaczenia... jutro?
- Wpadnę po ciebie.
Daga zupełnie obojętnie oddała mi telefon, powiedziała tylko 'zgodził się' i nie chciała poruszać tematu. A mnie się przypomniało że miałam z nią pogadać o Damianie.
- Ej, wczoraj spałam u Damiana i... - zaczęła.
- Tylko nie mów że... - w jej głowie powstało już pewnie milion scenariuszy, niekoniecznie zgodnych z prawdą.
- Zwariowałaś? Usłyszałam jak jego starzy mówią coś tam dziwnego. Chyba o nim.
- Ale co dokładnie?
- Że czas mu już o czymś powiedzieć. I że ma prawo o tym wiedzieć. I że może się wkurzyć bo jest w trudnym wieku. Tylko tyle usłyszałam.
Tak naprawdę nie chciało mi się już o tym myśleć ale musiałam komuś o tym powiedzieć bo chyba bym całkiem zgłupiała gdybym miała dusić to w sobie.
- Mówiłaś mu o tym? - przyjaciółka zareagowała spokojnie.
- Nie. I chyba nie mam takiego zamiaru.
- Zastanów się, może lepiej żeby Damian się spodziewał jakiejś szokującej wiadomości. A nie przyjdzie jutro spokojnie do domu a jego mama nagle powie 'Jestem w ciąży' lub coś równie dziwnego.
- Może masz racje.
- Pewnie. Zawsze mam.
Siedziałyśmy już na ławce na rzekomym placu zabaw. Daga wyciągnęła ze swojej torby paczkę czipsów i skierowała ją w moją stronę.
- Nie, dzięki.
- Jak sobie chcesz. - włożyła do ust kilka czipsów. - Ah, właśnie, zapomniałam ci powiedzieć że mam zamiar zapisać się na kurs tańca. - mówiła już z pełnymi ustami.
- Po co?
- Schudnę trochę. A przy okazji, chłopcy to lubią podobno. - wybuchła śmiechem o mało co nie dławiąc się jedzeniem.
- Chyba muszę już spadać. W sumie to mama chyba nie wie że wyszłam.
- To idź. Ja jeszcze tu posiedzę.
Poszłam w stronę domu mijając miłych panów spod sklepu z butelkami piwa w ręce.
- Dzień dobry, panience. - przywitali się grzecznie pokazując w uśmiechu swoje uzębienie, a raczej jego brak.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam i przyspieszyłam kroku.
Minęłam już spożywczy i mały sklepik z odzieżą używaną. Weszłam na chwilę do księgarni żeby zobaczyć książki na wystawie.
Później droga była już krótka, weszłam do domu i zupełnie mnie zatkało.
- Cześć. - powiedziały chórkiem gdy mnie zobaczyły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz